Pitek, 8 Grudnia 2023 Imieniny: Delfiny, Marii, Wirginiusza

Szukaj w portalu sochaczewianin.pl:
Matka Chrzestna 2

Podobiestwo bohaterw powieci do osb autentycznych jest niezamierzone, aczkolwiek niewykluczone.

Odcinek 1
Bonio Chełpicki siedział zrezygnowany za biurkiem. Zrzucił z siebie kraciastą marynarę, poluzował kwiecisty krawat, zzuł ze zmęczonych stóp kamasze i palcami prawej dłoni wydłubywał brud spomiędzy palców u lewej nogi. W drugiej dłoni trzymał zmiętą kartkę z oświadczeniem, które zamierzał wygłosić przed kamerami telewizyjnymi: - Ale cholera ja się tego za nic nie nauczę i znowu będą się ze mnie podśmiewać - miał świeżo w pamięci swoje niezbyt doskonałe wystąpienie podczas Dnia Komornika, gdy usiłował czytać przemówienie z kartki odwróconej do góry nogami. I trzeba obiektywnie przyznać, że mu to nie wyszło najlepiej. Ale głupio było przyznać się do błędu i papier przywrócić na oczach wszystkich do pionu.
Z tymi obchodami to go radni podsadzili, nie ma co: - W dzisiejszym życiu coraz mniej uwagi poświęcamy kultywowaniu tradycji - uzasadniał wniosek o ustanowienie nowego gminnego święta Bartłomiej Wielecki, przewodniczący Rady Gminy Konopowo - Codzienne stresy, bieganina i coraz droższy abonament dekodera Disco-Relaksu powodują, że wszyscy zapominamy o tradycji. Gdzie podziały się rodzime zwyczaje, takie jak kieliszek przed podróżą czy sobotnio - niedzielna pogoń ze sztachetami za obcymi?
Te retoryczne pytania padły podczas sobotnio - wieczornego spotkania integracyjnego Rady Gminy. Racząc się niedrogim etanolem poruszono wiele istotnych dla lokalnej społeczności kwestii, lecz podjęto wówczas jedną słuszną decyzję. Aby nie umarła siła i werwa gminy, ogłoszono miniony wtorek Dniem Komornika. Wieść natychmiastowo rozpowszechniono przez megafony lokalnego radiowęzła. W ten sam wieczór, odbył się w Domu Strażaka okolicznościowy raut. Pojawiły się serdeczne gesty ze strony mieszkańców. Maks Dżersej, lokalny hipnotyzer dziewcząt i wielokrotny piroman, podarował na budyń najdorodniejszego halibuta ze swej, znanej na cały powiat, hodowli. Oprócz tradycyjnego już poczęstunku alkoholem i maślanką, urządzono tematyczne konkursy - na najszybsze zapieczętowanie gołębnika i na najskuteczniejsze wyłączenie grawitacji. Drużynowo (z czasem 0,3 sekundy) zwyciężyła ekipa Czerwono - Czarnych z radnym powiatowym Korneliuszem Balonem, który był porządnym ojcem rodziny. Czasami pracował, czasami sobie lubił wypić. Jednak jego największą zaletą było to, że bił żonę maksymalnie dwa razy w tygodniu. Po prostu chodzący ideał.
O Balonie ostatnio mówiło się w gminie często, a to za sprawą znaleziska, jakiego dokonał podczas popołudniowego aperitifu w sklepie wielobranżowym. Dostrzegł on monetę, leżącą wprost przy jego prawym kamaszu. Po schyleniu okazało się, że to guzik przyszyty do rękawa, wystającego z ziemi. Po gruntownej analizie wykopaliska, gapie zgodnie orzekli, iż jest to legendarny, zaginiony mundur galowy Marszałka Ochotniczych Straży Pożarnych. Następnego dnia, źródła zbliżone do magistratu, obwieściły autorytatywnie, że uniform ów miał na sobie Burt Reynolds („Mistrz kierownicy ucieka”), dublując sceny miłosne w sitcomie „Uniesienia Mariana”.
- Panie burmistrzu, telewizja przyjechała - sekretarka wyrwała Bonia z zamyślenia - Niech pan buty ubierze. Marynarki nie trzeba, będzie autentyczniej, że pan niby pracuje.
W drzwiach pokazała się reporterka z wyciągniętym przed siebie mikrofonem: - Podobno zamierza pan wystąpić do parlamentu o przeniesienie stolicy do Konopowa? Ma pan w tej sprawie przygotowane stosowne oświadczenie.
Bonio z nieukrywanym przerażeniem w swych kaprawych oczkach, spojrzał na pomiętą kartkę: - A co ja tu będę państwu tłumaczył? Widzicie, jak wygląda nasze miasteczko. Jedna, dziurawa droga, kilka sklepów, knajpa, magistrat i to wszystko. Nędza jest, bo na nic nie mamy pieniędzy. Ustanowienie stolicy w Konopowie spowodowałoby awans cywilizacyjny miasta, gminy, oraz powiatu. Przyszliby inwestorzy, powstałoby wiele supermarketów, byłoby lotnisko i zmniejszyłoby się bezrobocie i wzrosłyby dochody gminy. A ja byłbym prezydentem. Uważam, że nam się to należy bardziej niż innym - Bonio zakończył swój wywód i opadł znużony na fotel z poczuciem, że znowu coś spieprzył.

Odcinek 2
Regina prostą kobietą była i niezbyt urodziwą. I to ją uwierało najbardziej, bowiem jej życiowym marzeniem był taniec na rurce w nocnym klubie dla VIP-ów. To jej rojenie miało się jednak nigdy nie spełnić. Co prawda, pewien rosyjski Żyd, u którego przed laty sprzątała dom w Chicago, gdy się opił anyżówki miał w zwyczaju wołać z nią : - Ach ty moja Merylin Monroe za pięć dolarów na godzinę.
Był to jednak, bezsprzecznie, odosobniony wielbiciel jej urody. Nawet Bonio nie miał w zwyczaju mówić Reginie komplementów. Może dlatego, że pił niewiele, bo głowę miał słabą, zarówno do wódki, jak i do nauki.
Wszelkie finansowe kombinacje, też mu nie najlepiej wychodziły. W młodości biedak o mało nie powiesił się na pasku od zegarka elektronicznego, który kupił na odpuście. Jak wykazało wówczas szkolne dochodzenie, Bonio doprowadził do debetu 500 baniek na Szkolnej Książeczce Oszczędnościowej: - Matka ma przyjść do szkoły, słyszysz?! Nie było przeproś. Bonio założył sobie na głowę odpustowy obwarzanek, a na szyję pasek od zegarka. Po wysłuchaniu nieco przydługiej melodyjki z zegarka zasnął. To go zgubiło, ponieważ nie mógł usłyszeć wołania na obiad. I w tym dniu ominął go mielony z marchewką.
Mimo ewidentnych gospodarczych potknięć Bonio miał niczym niezmącone przeświadczenie o swojej smykałce do biznesu. Już jako kilkunastoletnie pacholę, kupił, za wyciągnięte ojcu z portfela pieniądze, foto aparat „Zorka”. Tak zaopatrzony usiłował nakłonić szkolne koleżanki, aby pozowały do śmiałych zdjęć, które zamierzał sprzedawać w szkolnym sklepiku. Jedyną, która skusiła się na odważną sesję zdjęciową, była Regina. Co z tego, skoro nikt jej fotek nie chciał kupować i nawet za kliszę i papier się nie zwróciło. Ta historia, bardzo ich jednak do siebie zbliżyła.
***
Od kilku dni wszyscy mieszkańcy Konopowa głowią się, skąd u nich tak duże nagromadzenie znanych osobistości. Oto bowiem, wieczorową porą widziano w klubo - kawiarni „Wisienka” Władysława Gomułkę, Kylie Minogue, Franza Beckenbauera oraz redaktora Adama Słodowego. Pseudonaukowcy z lokalnego Instytutu Niejasnych Powiązań i Ciemnych Koneksji (skupieni wokół lokalnego szmatławca) wysunęli śmiałą hipotezę, że w tym miejscu biegł niegdyś słynny szlak handlowy Irkuck - Konopowo - Kiernozia. Nieustraszony i niezrównoważony kapitan Rysiek zapisał w swoim legendarnym notesie, że nagromadzenie znakomitości w naszym miasteczku ma związek z niekoncesjonowanym handlem spinaczami do bielizny i biletami na koncert Stachurskiego.
Głównym podejrzanym w tej aferze był niejaki Zenobiusz Pulpet, biznesmen i lokalny prominent. Triumfator ustawianych przetargów i alkoholowych mityngów. Co prawda był kapitalistą starej daty, to jednak próbował swoich sił także w nowoczesnym marketingu.
Przed rokiem Zenobiusz Pulpet na targach poznańskich wynajął olbrzymie stoisko, a w środku posadził siebie oraz skrzynkę Ballantine’sa i usiłował zapraszać do środka hostessy, co do których żywił niezbite przekonanie, że są panienkami na godziny.
Obycia towarzyskiego zapewne Pulpet nie miał, ale głowę do interesów za to nielichą. Ostatnią inwestycją, którą realizował na zlecenie władz miejskich, było instalowanie wykrywaczy smrodu w drzwiach do autobusów MZK. Urządzenia te nie pozwalają na wejście do środka osób, których woń nie mieści się w ramach norm, narzuconych przez Komisję Europejską.
Dodatkowo Bonio obiecał Pulpetowi, że już poza przetargiem, na przystankach zostaną zainstalowane kabiny natryskowe, gdzie można (czasami nawet trzeba) będzie się umyć.
Ze względu na skromne środki budżetowe, program pilotażowy ruszy na razie tylko w autobusach z numerami parzystymi.
Zenobiusz Pulpet był też fanem sportów motorowych. Jako Zen Petpul (grupa krwi B Rh +) wraz z pilotem od telewizora Sony (baterie AA,1,5 V) brał amatorsko udział w rajdach samochodowych.

Odcinek 3
Bonio, niczym widmo, sunął się w swych podartych kapciach po korytarzach uśpionego domu, który znał lepiej, niż imiona swoich dzieci. Nie były to dla niego łatwe dni. Parlament zlekceważył pomysł przeniesienia stolicy do Konopowa, w konsekwencji czego, Regina eksmitowała go z ich wspólnej sypialni. Na domiar złego, odezwały się w Boniu głęboko skrywane pragnienia, aby zostać blokersem. Z szarego, podstarzałego urzędnika miejskiego, chciał przeistoczyć się w pogromcę piwnic i klatek schodowych. Na samą myśl o tym, krew zawrzała w jego żyłach, puls podskoczył tak, że aż musiał zmienić baterię słoneczną w rozruszniku mózgu. Po chwili sięgnął po swój pamiętnik, w którym każdego dnia zapisywał swoje dokonania i głębokie przemyślenia: „Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek wejdę do bloku. Wydarzenia ostatniego tygodnia nadwerężyły dotkliwie moją wrażliwą psychikę i spowodowały, że zabarykadowałem się dokumentnie w łazience. Nie przeczuwałem nigdy, że świat może być tak bezwzględny. Pożerający i pożerani. Nie chcę w tym uczestniczyć. Jestem inny...”
Trzeba w tym miejscu odnotować, że Bonio był cokolwiek wystraszony aferą, w którą zamotał się Zenobiusz Pulpet: - Ona nas może pociągnąć za sobą!- darła się Regina, co nie wpływało na Bonia budująco. A, było jeszcze tyle do zrobienia, jak chociażby internetowa oczyszczalnia ścieków. Jednak, gdyby nie Regina, która wszystko trzymała twardą ręką, Bonio byłby się dawno rozkleił.
Twardy charakter wyniosła Regina z Chicago, gdzie przed laty sprzątała mieszkania bogatym Żydom. Widziała tam niejedno i wiedziała doskonale, że Chicago było zawsze miastem rodzinnym. I rodzina była dla niej najważniejsza. Mafia składała się zwykle z kilku rodzin. I ta chicagowska rodzinność, coś w rodzaju „good old Midwest mentality”, zawsze Reginę kręciła. Może nawet bardziej niż teleturniej Karola Strasburgera, podczas którego bez opamiętania oddawała się intelektualnym orgiom.
Wierność nie była jej mocną stroną, ale na podobną słabość nie mogła sobie pozwolić. Przed kilkoma laty, gdy jeszcze gorliwie oddawała się marzeniom o tańcu na rurce, poznała niejakiego Scyzora. Był on dyrektorem programowym Samozagłady, popularnej w ostatnich dniach sekty hutniczo - rolniczej. Wcześniej dał się poznać jako Cienki Bolo - genialny showman, który zorganizował przed laty w Domu Strażaka w Kielcach pierwszą w bloku wschodnim Światową Galę Disco Polo. Jednak, przed oczekiwanym przez wszystkich koncertem galowym, sporo namieszał radny Edek Pompon, który zabarykadował się w kanciapie biletera i zażądał widzenia z Ireną Szewińską oraz zmiany trasy pociągu pospiesznego „Beskid”, tak aby kursował pomiędzy Wyszogrodem a Zakroczymiem. Zagroził, że w przypadku niespełnienia jego żądań, wszystkich zadusi. Szczęśliwie, incydent zakończył dzielny kasjer, oblewając go wiadrem zupy grzybowej.
Scyzor, na początkowym etapie swojej ewolucji, pozbawiony był chociażby śladowych ilości jakichkolwiek wartości, aprobując przy tym eutanazję i klonowanie jednostek oraz wszelkie teorie zawierające inne szarlatanerie. Po kilku chudych latach, przeszedł jednak metamorfozę i odżegnał się od swoich dawnych poglądów. Udając przy tym, że nic się nie stało. Nie ma jednak pewności, czy któregoś dnia nie wróci do swoich dawnych, naturalnych poglądów. Wszak nie na darmo, przez 15 lat w każdy weekend (a w poprzednim systemie w wolne soboty) zbierał rozpieprzone lodówki i telewizory z berlińskich wystawek. Dzięki czemu, mógł na pewne sprawy spojrzeć chłodnym i obiektywnym okiem.
Tej cechy właśnie, najbardziej brakowało Boniowi i dlatego Regina uczyniła Scyzora jego prawą ręką. Tym sposobem miała oko na ich obu. Bonio był jednak przekonany, że to on wybrał swojego zastępcę, ale miał na to taki sam wpływ, jak na wynik walki Gołota - Ruiz. Jednak i Bonio, choć fajtłapa oraz nieuk miał swoje małe sukcesy. Oto, mimowolnie udało mu się odnaleźć słynny obraz „Dama ze skunksem” wielkiego mistrza pędzla Leonarda Di Caprio. Dzieło to znalazł w sklepie „Wszystko za 4 złote”. Zaintrygowała go cena obrazu, która (wbrew nazwie sklepu) wynosiła 4.90 zł. Niestety, nie obyło się bez strat. Obraz ucierpiał podczas regularnej bitwy, pomiędzy zwolennikami Power Rangers i wielbicielami Pokemonów, jaka to miała miejsce tydzień temu, podczas ostatniej dyskoteki w Staroźrebach. Doszło tam, do pierwszej oficjalnej prezentacji dzieła Leonarda di Caprio. Wówczas to, korzystając z zamieszania, z obrazu uciekł tytułowy skunks. Nie czmychnął jednak daleko i nadal przebywa na terenie gminy Konopowo, gdyż w okolicy do tej pory unosi się paskudny zapach. Na kanwie tego wydarzenia, Bogusław Wołoszański przygotowuje kolejny odcinek „Magazynu Tanich Sensacji” zatytułowany „Poszukiwacze smrodu”.

Odcinek 4
Spocony ze strachu niczym zmokły bóbr, w swym wyświechtanym fotelu przodownika policji, siedział kapitan Jan Miętówka, w młodości postrach piaskownicy, później as wywiadu blokowego, nieulękły tropiciel złodziei złomu - teraz z trwogą patrzył na cień firanki przesuwający się po wykładzinie. Przed laty niezniszczalny wojownik i bezwzględna maszyna do egzekucji szmuglerów dropsów. Teraz roztrzęsiony, bezzębny, łysiejący starzec pozostawiony sam sobie. Jego postać, niegdyś atletyczna, której przeraźliwą siłę poznała niejedna rozszarpana zębami kaszanka na ciepło, leżała bezwładnie w fotelu niczym wypruta szmaciana lalka. Miętówka wiedział, że przyszedł najcięższy moment w jego życiu i przełomowa chwila dla całego Konopowa, kraju, a może nawet kosmosu.
Raport, który spoczywał przed dzielnym kapitanem, nie pozostawił złudzeń, że dzień ostatecznej próby właśnie nadszedł: „W dniu dzisiejszym w godzinach porannych patrol konny z miejscowego komisariatu stwierdził na ścianie miejskiego szaletu napis wykonany czerwoną pomadką do ust „Bonio to samochwała”. Na miejscu zatrzymano niejakiego Celestyna G. miejscowego entuzjastę Rysia z serialu „Klan” a zarazem niezmordowanego kolekcjonera kapsli po occie. Trwają czynności wyjaśniające, co Celestyn G. robił w damskiej toalecie. Do wyjaśnienia zatrzymano także babcię klozetową”. Miętówka gwałtownie podniósł się z fotela, jednym zdecydowanym ciosem karate otworzył pancerną szafę na dnie, której leżały purpurowe stringi - odebrane Damianowi W. lokalnemu transwestycie. Widok tych majtek działał na Miętówkę uspokajająco.
***
W tym czasie Regina przebywała w salonie piękności „Gargulec”, gdzie pozbywała się łupieżu, nadwagi i skłonności do jedzenia salcesonu. Reginę trapiła także myśl o jej nazbyt owłosionych łydkach, przez które nie mogła zostać przewodniczącą Koła Gminnych Feministek walczących o prawo noszenia śniegowców w sypialni. Dręczyło ją również inne strapienie. Miała 145 centymetrów wzrostu, głowę, tułów, dwie nogi i dwie ręce – była więc klasycznie zbudowana. Dlaczego zatem żaden z mężczyzn nie zdecydował się wystąpić dla niej w programie „Dla ciebie wszystko”?
Snując te mocno osobiste deliberacje ani na chwilę nie zapomniała o sprawach publicznych, które zawsze leżały jej głęboko na sercu. Zwłaszcza od czasu, gdy otrzymała prestiżowy dyplom Instytutu Kiszonej Kapusty (dawny Freie Deutsche Jugend). Jednak po aresztowaniu Zenobiusza Pulpeta, do którego doszło w trakcie budowy domu handlowego „Zielona Krówka”, obawiała się, że jej nadmierne zainteresowanie inwentarzem gminnym może zakończyć się niezbyt pomyślnie.
***
Tymczasem Bonio wraz ze swym wiernym sługą Damazym Wahadłem, w otoczeniu szkolnej dziatwy, oczekiwał na miejskiej przystani na przybycie lodołamacza „Lenin”. Ku ich zaskoczeniu, a zarazem przerażeniu, z wodnej czeluści wyłonił się po dwóch godzinach i kwadransie oczekiwań okręt podwodny „Bismark”. Na pokładzie którego przypłynął do Konopowa Cyprian Gniazdo, znany obieżyświat i bankrut, który przepuścił majątek rodzinny grając na giełdzie filatelistycznej. Przed laty Cyprian Gniazdo postanowił zmienić swoje plugawe życie i wyjechał do Tybetu, by zostać rycerzem Jedi.
- Dzisiejsze wydarzenie powinno skłonić nas do jak najszybszej budowy lądowiska dla balonów, które są najtańszym środkiem komunikacji podniebnej - wypaliła nie wiedzieć czemu Bety Śmigło, której nikt i nigdy nie traktował poważnie i to był zasadniczy błąd.
Powrót Cypriana zbiegł się z tajemniczym zjawiskiem stwierdzonym na polach uprawnych posła Samozagłady Arnolda Rometa. Odkryto tam bowiem tajemnicze kręgi, wycięte przez poruszające się samoistnie (niespłacone) maszyny rolnicze. W dniu dzisiejszym komisja śledcza powołana w tej sprawie ustaliła, że kopert nie powinno się wręczać przed kamerami i po spożyciu etanolu: - Trzeba uważać komu się daje, wicie, rozumicie - brzmiał werdykt komisji.
Zdruzgotany tą wiadomością i brakiem zarostu na klatce piersiowej Edwin, 34-letni student gleboznawstwa w Santiago de Lago, a zarazem koneser tanich uciech postanowił odebrać sobie życie. W tym celu wybrał się na koncert jazzu industrialnego do miejscowej mleczarni. Tam jednak spotykał swoją dawną miłość Dianę Nosek, która wybrała przed laty romans z amatorem bułgarskich oscypków. Tłumione przez lata uczucie wybuchło ze zdwojoną siłą, Edwin w szale dokonał szeregu owocnych aktów wandalizmu i postanowił zabić swego rywala duszą do żelazka. Koncert jazzu zakończył się bardzo udaną burdą i przeglądem kapel punkowych, które zaprotestowały w ten sposób przeciwko wciąganiu T - shirtów w gacie.
Diana korzystając z ogólnego zamieszania odjechała wraz ze swym ukochanym wypasionym żiguli napędzanym na kwas chlebowy.
Wkrótce dla Konopowa miały nastać ciężkie czasy.

Odcinek 5
Powrót Cypriana Gniazdo do Konopowa miał wstrząsnąć w najbliższej przyszłości tym sennym miasteczkiem. Ten światowej sławy birbant i swawolnik padł przed laty ofiarą biura podróży „Echo Holiday Travel”. Oferowało ono niezwykle korzystne oferty wyjazdu do Tybetu i nabrało wielu naiwnych ciemniaków. Biuro wysłało w nieznane około 350 osób, z których, jak na razie, wróciło dwanaście, ale niektórzy w częściach lub bez kilku części, które z natury przysługują każdemu człowiekowi.
Cyprian Gniazdo, jak zwykle, miał sporo szczęścia. Co prawda nie trafił do Tybetu i nie został rycerzem Jedi, o czym marzył od czasów bardzo trudnego dzieciństwa. Udało mu się natomiast w czasie swych światowych wojaży dublować Urlicha von Jungingena w malajskiej ekranizacji „Krzyżaków”. Zdołał także wystąpić w teledysku u boku Justina Timberlake’a, czym doprowadził do ataku zazdrości Cameron Diaz.
Kilka lat później Cyprian przeszedł na zawodowstwo i cztery razy z rzędu wygrywał zawody w jedzeniu hot - dogów odbywające się w japońskim mieście Nagano. Na konkursie Nathan’s Famous na Coney Island niepozorny Gniazdo, ważący zaledwie 59 kg i mierzący 1,70 cm skonsumował 76,5 hot - doga, w 12 minut. Wchłanianie hot - dogów, zwłaszcza bez kechupu z Pudliszek, w pewnym momencie jego bezsensownego żywota zbrzydło mu dokumentnie i zatęsknił za pospolitym bigosem. Ta nostalgia za kapustą z grzybami i boczkiem przygnała go do Konopowa.
Jakież było jego wzruszenie, gdy wśród wiwatującego na brzegu tłumu dostrzegł swojego wiernego kompana i hulakę Teodora Klamrę. Wzruszenie ogarnęło Cypriana i z całą mocą ścisnęło mu gardło, gdy w dłoniach wiernego druha dostrzegł słoik z domowym bigosem i wino „Kwiat jabłoni”. Z tymi specjałami kulinarnymi Konopowa przyszedł witać Teodor powracającego kamrata.
***
W pierwszy wtorek od dnia swojego powrotu do Konopowa Cyprian Gniazdo otworzył usługi dla ludności polegające na wyjaśnianiu zagadek, które i tak nie miały rozwiązania. Już w dniu inauguracji, tego szemranego biznesu, na jego biurko trafił dokument, z którego wynikało, że Regina nie jest żoną Bonia, lecz jego drugą córką. Tą kiepsko spreparowaną fałszywkę podrzuciła do jego biura Krystyna Sagan, świeżo upieczona mistrzyni świata w oglądaniu telenowel non-stop i bez oddychania. Pani Krystyna wróciła właśnie z zawodów Full Contact TV w Limie, gdzie jako jedyna zawodniczka obejrzała 556 odcinków „Rossamundy wśród kosmitów”, 434 odcinków „Ally McDebill” i 328 odcinków „Lizetty i swawolnych wieśniaków”.
Krystyna Sagan, ucharakteryzowana na Violettę Villas, z hukiem otworzyła drzwi gabinetu Cypriana. Z bliska przypominała medytujący kobierzec. Co sprawiało, że na skutek zbyt dużego szoku osoby obdarzone słabą psychiką i fizyką traciły na kilka minut wzrok i na kilka lat apetyt. Gniazdo był jednak twardzielem, nie jedno w życiu widział i takie sceny w ogóle nie robiły na nim wrażenia.
- Z czym pani do mnie przylazła? - zagaił kurtuazyjnie.
- Drogi panie Gniazdo, jestem w straszliwej desperacji, pewne indywiduum dybie na moje życie i młode ciało - w mig odpowiedziała niewiasta.
- Indywiduum, powiada pani. Rzadkie to imię i trochę kretyńskie, ale zdarza się - odparował niewzruszony Gniazdo.
- Nie pora na dowcipy, gdy groźba wisi nad moim życiem i czcią. On naprawdę nazywa się Dżakson Łupina i jest emerytowanym ogrodnikiem mojego papy. A propos, czy wie pan co to jest schizofrenia paranoidalna? - zapytała z wyraźną troską w głosie.
- Przykro mi, ale nie mówię w dialekcie sycylijskim - wycedził Cyprian, czyszcząc sobie uszy wykałaczką.
- Przeczytałam to na mojej karcie chorobowej, tuż przed ucieczką ze szpitala - kontynuowała dialog kobieta.
- Może to nic groźnego, sugeruję spożywanie świeżych warzyw i lekturę „Rodziny Połanieckich” - zaproponował detektyw.
- Wracajmy jednak do rzeczy. Błagam pana o pomoc! - zawołała wyzywająco Krystyna.
Kobieta zaczęła wypluwać z siebie setki słów, a także kawałki nie przełkniętego do końca śniadania. Gniazdo w tym czasie żegnał się już w myślach ze swym spokojnym życiem niedzielnego detektywa, gdyż poczuł, iż los znowu odwrócił się od niego. Jak wtedy, gdy na studniówce u swej córki zabił jej trzech kolegów, którzy rzucili się na nią w przebraniu żołnierzy Wermachtu. Ale skąd mógł wiedzieć, że to było to jedynie amatorskie przedstawienie teatralna? Znowu będę musiał wrócić do tego miejskiego bagna, do całego tego świata, za którym podświadomie tak tęskniłem. Trzeba będzie odnowić stare kontakty, odnaleźć paru kumpli, iść do fryzjera. Cyprian wiedział, że przestępczy półświatek pamięta dobrze o nim i wielu gangsterów przechodzi jeszcze dreszcz przy piciu wieczornej szklanki mleka sojowego, gdy przypomną sobie jego postać owiniętą szczelnie starym prochowcem w duże zielone grochy oraz jego słynny krawat w biedronki
- Czy pan mnie nie słucha? – Krystyna wyrwała Cypriana z rozmyślań.
Zbyt wielu ludzi nie życzy sobie mego powrotu. Wielu nadepnąłem na odcisk, jakem Gniazdo. Wielu nie zaśnie dziś wieczorem, ale stało się. Gniazdo wraca do akcji! A ta błazeńska powieść nabierze wreszcie właściwego tempa.

Odcinek 6
Od kilku tygodni Regina nie mogła oderwać oczu od telewizora. Z wypiekami i wykwitami na twarzy śledziła transmisje z obrad komisji śledczej. Bonio przeczuwał, że to nadmierne zainteresowanie jego połowicy publicystyką polityczną, może zakończyć się dla ich związku tragicznie.
- Cóż z tego, że ją kocham? Ta niezwykła istota potrafi zawładnąć każdym sercem. - Regina wskazywała na promieniującą z telewizora posłankę Anitę Błochowiak - A ty, czym jesteś mi w stanie zaimponować? Nawet samochód służbowy masz jakiś taki z demobilu.
Bonio zaciął się w sobie, słowa Reginy dotknęły go bowiem do żywego. Postanowił zrobić coś, co sprawi, że znowu spojrzy na niego łaskawszym okiem. W tym celu, wydobył papeterię w stokrotki i zabrał się do pisania, co przychodziło mu z niemałym trudem. Mozolnie, litera po literze, słowo po słowie składał podanie do Mennicy Państwowej i Narodowego Banku Polskiego o wprowadzenie do obiegu banknotów o nominale 326 złotych z jego wizerunkiem. Miał też cichą nadzieję, że uda mu się zgrać epizod w kinowej ekranizacji lektury szkolnej „Nasza szkapa”. Spełnienie tych rojeń, mogło ocalić jego związek z Reginą.
Aby ratować stadło małżeńskie, Bonio Chełpicki postanowił także zabrać Reginę na przejażdżkę kajakiem po rzece. Wyprawa ta, zakończyła się sensacyjnym odkryciem na jednej z rzecznych łach Atlantydy, gdzie Bonio na balach i ucztach spędził trzy tygodnie swego bezbarwnego dotąd życia, zapominając o bożym świecie i Reginie, którą zostawił w łódce. Co więcej, w trakcie tej rozpustnej ekspedycji odnalazł, jak mu się wówczas wydawało, żywą mumię Ramzesa XX, która na dodatek, płynnie mówiła po polsku. Po dojściu do siebie i zaniku etanolu we krwi okazało się, że to Oktawian Drabina, główny księgowy w skupie rumianku i szałwi, który do zawsze był nieco crazy (czytaj:krejzi), gdyż zwykle podawał się za Dziadka Mroza.
***
Tymczasem w pokazowym procesie uniewinniono Celestyna G., autora wywrotowego napisu w miejskim szalecie. Adwokat Celestyna G., niejaki Gwidon Papuga, powołał się na trudne dzieciństwo oskarżonego: alkoholizm ojca, oglądanie telenowel przez matkę, spadek piłkarskiej reprezentacji Polski na 194 miejsce za drużyną Nepalu i Trynidadu Tobago, piosenki Edyty Górniak, ucieczkę galaktyk we wszechświecie. Sąd przyjął powyższe argumenty za dobrą monetę i uniewinnił G. przyznając mu dożywotnio w ramach resocjalizacji prenumeratę „Monitora Rolnego”.
Jednocześnie sąd uznał, iż winę za przestępczy incydent, ponosi w całości redakcja lokalnego brukowca „News Konopowa”, której tendencyjne artykuły na temat Bonia Chełpickiego, odbiły się głęboko w psychice Celestyna, kalecząc ją i odbierając mu zdolność samodzielnego rozumowania, a także, bezpłatny karnet na basen.
- Jest oczywistym, że na ławie oskarżonych trzeba posadzić podłych redaktorków - grzmiał sędzia Konstanty Pętla - Ich publikacje, doprowadziły oskarżonego do obłędu i destrukcyjnych działań w szalecie.
- Wiśta wio, łatwo powiedzieć - dało się słyszeć z ławy oskarżonych. Celestyn doskonale zdawał sobie bowiem sprawę, co przygnało go do damskiej toalety i kto wsunął mu w dłoń szminkę do ust.
***
Cyprian Gniazdo nie próżnował. Wiedział, że czas nagli, a śledztwo nie może stać w miejscu. Żądza rozwikłania zagadki, jaką krył w sobie związek Krystyny Sagan i Dżaksona Łupiny, odebrała mu zdrowy rozsądek i poczucie humoru. Intuicja domorosłego detektywa podpowiadała Cyprianowi, że rozwiązanie tej łamigłówki może znaleźć w barze mlecznym „Ruski Pieróg”. Nie zwlekając ani chwili, udał się zatem do tej podłej speluny, w której przed laty, w klatce dla papug, próbował swoich sił w tańcu erotycznym, lokalny transwestyta Daniel W. Skąd wyciągnął go, bawiący przejazdem w Konopowie, Tomasz Lis, proponując mu udział w konkurencyjnym dla chipanddalesów programie Polsatu. Teraz, do tej ogarniętej rozpustą nory wkroczy dzielny Cyprian Gniazdo.
- Z jakiej to nieznanej przyczyny pitrasicie tę cuchnącą padlinę? – zagadnął i zaśmiał się świszcząc. Barman o twarzy zblazowanego borsuka nie podjął dowcipu, jedynie bezmyślnie gapił się na karaluchy, biegające po szynkwasie.
- Potrzebuję informacji – pochylił się nad barem Gniazdo.
- Pomyliłeś gamoniu adresy, tu nie ma kapusiów – padło z cuchnących ust barmana. Gniazdo nie lubił gdy go lekceważono. Szybkim ruchem chwycił leżącą przed barmanem zapałkę i złamał ją w jednej chwili z głośnym jęknięciem.
- Może to ci otworzy gębę – rzucił złamaną zapałkę w stronę barmana, który jednak stał niewzruszony. To był blef. Gniazdo wiedział, że nie złamie już dziś niczego, ponieważ z nadmiernego wysiłku wyskoczył mu dysk. Był jednak na tyle twardy, że nie spuszczał oka z barmana, a drugą ręką dyskretnie podtrzymywał obolały dysk
- Nie tacy jak ty, tu przychodzili, ale nie wszyscy wyszli - w głosie barman można było wyczuć groźbę, a w jego oddechu nie strawiony krupnik.
- Tylko bez gróźb. Szukam niejakiego Łupiny - powiedziawszy to, Gniazdo rzucił badawczym wzrokiem po sali.
W zapadłej gwałtownie ciszy, dało się słyszeć odgłos obracającej się kuli ziemskiej. Przerwał ją dźwięk wypadającej z ust barmana sztucznej szczęki.
To musiał być sygnał, gdyż z rogu sali podniósł się jakiś cień i bezszelestnie sunął w stronę osaczonego detektywa.

Odcinek 7
W barze „Ruski Pieróg” rozpętało się istne piekło. Odgłos pękających kończyn, wyrywanych stawów i miażdżonych kości, przeplatał się z dzikimi jękami błagających o dobicie ofiar oraz szlagierami grupy Bayer Full. Latające w powietrzu łyżki i widelce zbierały swoje krwawe żniwo. Zaatakowany ze wszystkich stron Cyprian Gniazdo bronił się zawzięcie swą niezawodną w takich razach parasolką. Przydały się mu bardzo umiejętności zdobyte na zaocznym kursie dla leworęcznych torreadorów z wadą wzroku. Umiejętnie klucząc między napastnikami powoli zbliżał się do wyjścia, gdy nagle poczuł gwałtowny ból z tyłu głowy i zobaczył ciemność. Tego jednak na dłuższą metę Gniazdo nie mógł wytrzymać i z okrzykiem: - Śmierć patafianom - rzucił się napastnikowi do gardła. Przygniótł go swoim ogromnym nosem do ziemi i sprawnie zaczął związywać sznurówkami od juniorek. Piszcząc i gryząc miotała się pod nim, niczym glista, osoba raczej nie płci męskiej: - Ach ty moczymordo nie odrobaczony - darła się niezidentyfikowana persona, przygnieciona wysportowanym tułowiem detektywa - Puść żeś mnie śmierdzielu sakramencki.
Z tembru głosu i manier owej, nieznanej mu, niewiasty, Cyprian w mig odczytał, że ma do czynienia z osobą dobrze ułożoną i szlachetnego pochodzenia. Co odebrało mu dalszą motywację do walki. Daremnie Gniazdo usiłował, w mrocznym i dusznym wnętrzu speluny „Ruski Pieróg”, dostrzec rysy twarzy tej walecznej kobiety. Tupecik, który w czasie pojedynku zsunął mu się z czoła na oczy, całkowicie odebrał możliwość obiektywnego analizowania sytuacji. W ciemnościach od dziecka czuł się niepewnie. Zwłaszcza w towarzystwie kobiet.
Tymczasem Regina, bowiem to ona stoczyła ten dynamiczny sparing z Cyprianem, podniosła się z posadzki, strzepując zamaszyście kurz z ubrania i głośno opróżniając nos: - Mam alergię na obcych - powiedziała to, jakby tłumacząc swoje prostackie zachowanie - Obawiam się również brać w swe dłonie pilota od telewizora. Bowiem zawsze gdy włączę TV na wszystkich kanałach widzę wrednie uśmiechniętego Teodora Klamrę. Co noc śni mi się koszmar, że ten nicpoń obwołał się Imperatorem Konopowa. Byłby to koniec Bonia i cywilizacji ziemskiej.
- W rzeczy samej, to są poważne przypadłości - wydukał zdeprymowany Gniazdo, szeleszcząc przy tym papierkiem od batonika „Pawełek”, który znalazł pod kontuarem.
***
Kapitan Jan Miętówka, pomarszczony niczym słoń pod pachami, drzemał w swoim gabinecie. Gdy nagle z poobiedniej drzemki wyrwał go natarczywy dzwonek. Kapitan leniwie sięgnął po namolnie dzwoniący telefon. Dzwoniła jego ciotka, aby przypomnieć mu o codziennej partii domino, którą rozgrywali z głuchym wujem Teofilem i psem sąsiadów. Zmęczony długą rozmową, pozbawioną elementów zaskoczenia, kapitan ofuknął niegrzecznie ciotkę i zgrzytając zębami rzucił słuchawką o biurko. Jego nadmierna pobudliwość i potliwość, wiązały się niechybnie, z powrotem do Konopowa Cypriana Gniazdo. Miętówka doskonale zdawał sobie sprawę, że od dnia gdy „Bismark” pozostawił na brzegu Cypriana, miasteczko nigdy nie będzie już cichą i spokojną dziurą, w której można kręcić bezkarnie lewe interesy. Co prawda Miętówka był szanowanym stróżem prawa, to przecież każdy w miasteczku wiedział, że ma on ciche udziały w gangu sanitariuszy, kradnącym używane butelki na mocz, które trafiały następnie do punktu skupu szkła: - On może mi się dobrać do tyłka - powiedział Miętówka sam do siebie.
Jakby czekając na te słowa, do pokoju dzielnego kapitana wszedł Damazy Wahadło, wazeliniarz i dupoliz od lat uczepiony Bonia Chełpickiego, który miał za sobą nieudany debiut, jako feministka Eszter Csákányi, w „Krakowiakach i Góralach”: - Panie kapitanie- darł się od drzwi rozpromieniony Wahadło - Wreszcie jest jakaś zbrodnia!
- Melduj co zaszło, ale po kolei i bez tych obślizgłych spojrzeń w moją stronę - warknął mało przyjaźnie Miętówka.
- Doszło do ataku nieznanego terrorysty na karmnik dla sikorek, usytuowany w ogródku jordanowskim. Po wzięciu w niewolę spokojnej rodziny sikorek, zamachowiec wysadził gigantyczną purchawką karmnik i zniknął - wyrzucił z siebie Wahadło.
Kapitan Miętówka w milczeniu słuchał wywodów Wahadła, w myślach zaś szukał już odpowiedniej kliniki psychiatrycznej dla niego. Może ta, w której ja byłem ostatnio? – pomyślał kapitan. Aby nie deprymować oszalałego donosiciela, dyplomatycznie zapytał go o to, czy ma jakieś podejrzenia, co do osoby zamachowca.
- Melduję, że osoby, które widziały terrorystę, przedstawiały bardzo sprzeczne rysopisy. - klekotał jak nakręcony Damazy Wahadło - Dla jednych był on gigantycznym, owłosionym drabem, podobnym do goryla prezentującego prognozę pogody w Animal Planet, według innych zaś, był to kurdupel o bladej cerze i oklapłych uszach. Moim zdaniem, w tym bezprzykładnym akcie agresji, wyczuwa się rękę Cypriana Gniazdo.
***
Tymczasem Bonio Chełpicki z kamienną twarzą Waldemara Pawlaka, siedząc w swym wielkim fotelu władcy Konopowa, metodycznie wyłamywał sobie palce ze stawów. Gdy skończył z rękami, schylił się i dokończył dzieła zniszczenia swych kończyn dolnych. Na niewiele się to zdało. Oblał się zatem cuchnącą wodą z wazonu i zjadł kawałek wykładziny podłogowej, który utknął mu jednak w gardle. Aby poprawić sobie smak i samopoczucie, sięgnął po schowaną pod biurkiem konserwę ze swoim ulubionym „Przysmakiem śniadaniowym”. Kawałek po kawałku, nożem do papieru, wygrzebywał z puszki mielonkę wieprzową. To go wreszcie orzeźwiło i wyrwało z konsternacji, w którą popadł czytając najnowszy raport z terenu. I, jakby na potwierdzenie tego stanu duszy, zawył radośnie: - Świat nie jest taki zły, świat nie jest taki zły, niech no tylko zakwitną kasztany...

Odcinek 8
Kilka dni minęło, zanim kapitan Jan Miętówka doszedł do siebie, po terrorystycznym ataku na karmnik dla sikorek. Telepało go po tym przez trzy dni i musiał leczyć się kefirem, bowiem gorzała na kacu mu nie przechodziła. Siorbiąc i mlaszcząc rozmyślał nad swoim podłym losem i uposażeniem. Jedyne co z rozlazłej mamałygi robiło jeszcze oficera, to sprośne myśli o Elwirze Szydełko, nieco przymulonej reporterce radiowęzła „Regina Eter”. Na myśl o tej krostowatej pannicy, burzyła się w Miętówce krew, mocno zmieszana tego dnia z etanolem. Na kacu miał on bowiem niezwykłą słabość do kobiet, co w stanie trzeźwym raczej mu się nie przytrafiało. Po przepiciu, jak sądził, miewał także fenomenalne pomysły. Oto właśnie jeden z nich zaczął kiełkować w jego spustoszonym przez gorzałę mózgu: - Wypowiem wojnę senatorowi Konturowskiemu - wyrzucił z siebie triumfalnie patrząc na etykietę kefiru z logo firmy Bakon - Zaczniemy trzepać wszystkie samochody firmy, albo senator będzie mnie sponsorować. Do cholery, ile jeszcze mam jeździć starym daewoo. Chyba mi się należy jakiś volskwagen przynajmniej?
Miętówka bowiem, oprócz silnego pociągu do pryszczatej Elwiry Szydełko, miał jeszcze niepohamowaną skłonność do czerpania korzyści ze sponsoringu, czyli krótko mówiąc lubił brać w łapę.
Nagle do gabinetu wtargnął miejsko - gminny donosiciel i półwariat Zenon Bóbr - Gnida, postać obślizgła zarówno wewnętrznie, jak i od strony psychiki, której wyjątkowo ciemna strona mogłaby posłużyć za kotarę w podrzędnym kinie.
- Nie mam nic wspólnego z otruciem Juszczenki - darł się od drzwi ten urodzony kapuś i łachudra, łżąc przy tym - Ja nie ubieram się w szmateksach!
***
W tym gorącym, przedświątecznym okresie, w Konopowie zapanowała histeria. Oto, w biały dzień, nie wiedzieć jak i dlaczego, zniknął z centrum miasta punkt sprzedaży odzieży używanej. Ulubiony butik Reginy. Stało się to w chwilę po tym, jak dokonała w nim zakupu rewitalizowanej bonżurki, na świąteczny prezent dla Bonia.
Fakt ulotnienia się ciucholandu, wywołał silne emocje i niepokoje społeczne. Rozjuszony tłum, wyprowadzony na ulice przez sympatyzującego skrycie z Samozagładą Rajmunda Plewniaka, dokonał samosądu na przypadkowym przechodniu, który wzbudził podejrzenie swą elegancko zużytą odzieżą. Dziewczęta i matrony rozpoczęły protest, polegający na powolnym robieniu szpagatów na przejściach dla pieszych, a ich mężowie i kochankowie łączyli się w zbójeckie hordy, grabiąc sklepy pasmanteryjne i podpalając drogerie.
Miętówka ze zgrozą pomyślał o sobie: - Gdzie teraz kupię takie piękne zgniło-brudno-szare sztruksy i pulower w kaczeńce?
Mózg skulił mu się do rozmiarów mandarynki, oczy wyszły z orbit i zaczęły krążyć wokół biurka, nogi zmieniły się w galaretę, a opuszczone bezładnie ręce, leżały bezpańsko w rogu gabinetu. Kapitan Jan Miętówka przeistaczał się w oślizgłą amebę, co nie było znowu takie trudne. Działo się tak zawsze, gdy nastąpiło coś, co przerastało jego rozum. Co prawda, Miętówka wiele w życiu już przeszedł i z niejednego pieca jadł kajzerki. Był przed laty roznosicielem bananów i wirusa HIV w Peru, najemnym żołnierzem okrutnego cesarza Tyberiusza, ulubionym tancerzem Kleopatry, widział upadek Rzymu i zatonięcie Titanika, wraz z Cortezem podbijał królestwo Azteków, dotarł do źródeł Orinoko (nabawiając się przy tym chronicznego kataru i platfusa), ale tego, co wydarzyło się w grudniowe popołudnie w Konopowie, nie mógł zrozumieć, zupełnie.
***
Regina zaskoczona wydarzeniami i zbyt wygórowaną, jej zdaniem, ceną bonżurki, postanowiła szukać oparcia w niezawodnym w takich razach, Jurgenie Scyzorze. Scyzor, który przed laty osiadł w Konopowie, robił błyskotliwą karierę, która właśnie miała osiągnąć swe apogeum, zwieńczone wyborem na przewodniczącego Stowarzyszenia Osób z Odciskami. Ten pogromca kosmicznych kałamarnic, właściciel różowego pasa w capoeira i fioletowego jamnika, siedział spokojnie obok kobiety, przed którą drżało całe miasteczko. Doskonale wiedział, że ta pulchna i nieco przykurzona niewiasta, może wynieść na szczyty każdego i zrzucić w czeluść niebytu, kogo zechce. Tak, jak stało się to z Józefem Baniakiem, spadkobiercą Koła Fortuny, który za to, że nie chciał się dobrowolnie opodatkować na rzecz radiowęzła „Regina Eter”, skończył jak skończył.
- Jak zginął Baniak? – Regina oschle zapytała Scyzora.
- Znaleziono go bez życia i peruki w ogrodzie, szyję miał okręconą szlauchem ogrodniczym, a w ręce trzymał małą konewkę. Aby upozorować wypadek, pomalowaliśmy trawę na żółto i pozamienialiśmy owoce na wiśniach i gruszach – relacjonował Scyzor - Zważywszy, że jest grudzień było z tym nieco problemów. Został już zatrzymany domniemany morderca, którego ujęto na kradzieży słoja korniszonów w osiedlowym markecie.
Regina nie mogła jednak wiedzieć, że w Scyzorze odezwały się resztki sumienia i wypuścił Baniaka wraz z jego fortuną i życiem. A ten, skrył się w leśnej chatce i w przebraniu Śpiącej Królewny i towarzystwie jurnych krasnoludków, wiódł całkiem intrygujący żywot.
- To miasto będzie moje - wyrzuciła z siebie niezdrowe marzenie Regina.
***
Tym podłym knowaniom i zbrodniczym intrygom, mógł przeszkodzić jedynie dzielny detektyw Cyprian Gniazdo. Jednak on popadł w dziwny stan melancholii, który w tym konkretnym przypadku, objawiał się marzeniami o karierze DJ w radiowęźle „Regina Eter”. Owładnięty tym chorym rojeniem Cyprian, udał się na dworzec PKS, gdzie kupił bilet do Sannik oraz jutrzejszą gazetę. Z braku miejsca w poczekalni, przycupnął delikatnie na kolanach drzemiącej babci klozetowej i pogrążył się w lekturze wiadomości sportowych z mistrzostw Azji i Pacyfiku w rzucaniu cienia.

Odcinek 9
Już od listopada Regina kombinowała jakby tu na „jakiś bal” pójść i kasy nie wydać. Okazja pewnie się trafi, Boniowi wszak z urzędu liczne zaproszenia się należą. Kieckę już nawet sobie w szmateksie za 25 złotych wychodziła, co ją teraz w Dosi uprała, licząc, że dawny blask odzyska.
- Może sobie gdzieś wyjedziemy, do stolicy albo i za granicę, w jakieś tropiki - rozmarzył się Bonio, który rozwalony w rewitalizowanej bonżurce na sofie, śledził losy detektywa McClane, w brawurowej kreacji Bruca Willisa.
- Jakbyśmy srali pieniędzmi, to byśmy wyjechali - z Reginy wylazło z trudem skrywane chamstwo - Włączy sobie farelkę pod fikusem, to będziesz miał tropiki w chałupie.
Bonio wiedział doskonale, że ich sylwestrowe szaleństwo skończy się na orgiastycznej balandze u Scyzora lub, w najlepszym przypadku w remizie strażackiej, gdzie co roku złazi się pół miasteczka.
Od lat, gdy zaprzestał kariery akordeonisty w rodzinnym big bandzie, nie był entuzjastą sylwestrowych baletów: - Dawniej, człowiek w tym dniu parę groszy trafił, a teraz trzeba stracić.
Bonio nie cierpiał sylwestrowej krzątaniny jego połowicy i jej nieudolnych zabiegów, które miały z niej uczynić bóstwo: - Mężczyzna, to co innego, zawsze wygląda dobrze, gdy wdzieje na siebie marynarę, nawet taką co pije pod pachami. Pod szyją zawiążę sobie kolorowy krawat. Na dziób jakąś wodę kolońską i jazda. - snuł intelektualne rozmyślania - A, kobieta kładzie sobie tapety tyle, że palec w to wchodzi do połowy, a daje rezultat mumii faraona przed konserwacją. Łazienka, przez to zajęta przez trzy godziny i wszyscy domownicy muszą szczać do zlewu.
***
Także dzielny detektyw Cyprian Gniazdo, który - z powodu zbyt dobrej dykcji - nie został DJ -em w stacji radiowej „Regina Eter”, miał chłodny stosunek do Sylwestra: - Co to za zabawa? Wszyscy miotają się niczym w konwulsjach i po krótkim czasie cuchną, jak gdyby nie myli się od miesięcy. W szczególności damy. Z facetami jest prostsza sprawa, bo już koło jedenastej są pijani w sztok i bełkoczą albo chcą bzykać wszystko, co się napatoczy. - objaśniał barwnie Teodorowi Klamrze ciemna stronę swojej psychiki - O północy, trzeba obcałować wszystkie te oślinione i śmierdzące wódą mordy, obłudnie życząc wszystkiego najlepszego, choć jedyne, o czym wówczas myślę, to żeby ich szlag trafił czym prędzej. Potem ta obrzydliwa sylwestrowa noc - rozmazane makijaże kobitek, śpiący pokotem faceci, jacyś zarzygani klienci w kiblu.
- To norma i tradycja, Cyprian, z którą nie należy walczyć, a trzeba ją pielęgnować - nawiązał dialog Teodor Klamra - Ja też mam mieszane uczucia w tym temacie. Ale oczywiście, nawalę się już przed północą, żeby uniknąć konieczności potańcówek i dialogów z własną żoną, bo co jej mogę nowego powiedzieć po 13 latach małżeństwa?
Jednak z nawalaniem się w tym dniu mogły być pewne problemy. Niestety, od kilku tygodni mieszkańcy Konopowa odczuwają poważne niedogodności, związane ze spożywaniem etanolu. Otóż, w żaden, ze znanych im i powszechnie stosowanych sposobów, nie mogą oni wprawić się w stan upojenia. Mimo, stosowania naprawdę dużych dawek płynu, rozmowa się nie klei. Nie pomaga picie bez zagryzania. Wszyscy są załamani. Jak żyć, gdy sobotnio - wieczorne godziny zdają się trwać wiecznie? I wszyscy na ubawie tanecznym nerwowo łażą w te i we w te, spoglądając ukradkiem na siebie z zażenowaniem. I co za różnica, gra zespół czy też nie. I jak przyjdzie witać nowy rok, w stanie dalekim od odurzenia alkoholowego?
Bezradna wobec tej nieznanej plagi była także lokalna medycyna, w osobie doktora Arnolda Strupa. Ten 46-letni łysy blondyn o spiczastej szczęce, który chodzi zawsze w zakrwawionym fartuchu (pamiątka po pierwszym okaleczonym pacjencie), typ autorytarny i opryskliwy, miał też własne powody do upicia się, o których napiszę wkrótce.
***
U Scyzora co roku bawił się ten sam zestaw ludzki, ale czasem trafia się coś nowego, na czym można by oko zawiesić. Ale to wszystko, z innych uciech nic nie wyjdzie. Mimo, że Scyzor ma dużą chałupę, to ryzyko spore. Zresztą, tam każda kobitka jeszcze przed północą doprowadza się do stanu, w którym wygląda niczym kiszona makrela - tłukły się w głowie Bonia robaczywe myśli - W tym dniu trzeba być radosnym jak młody pies, szczerzyć zęby w uśmiechu i ruszać w tany, nawet jeśli nie mamy o tym pojęcia. Dobrze jak gorzałą talent taneczny nieco podciągniesz, to Travolta wysiada. Ale jak tu być radosnym, gdy gorzała mózgu nie trzepie.
- I co się tak wymalowała? Zbieraj się, do domu idziemy! - Bonio warknął dzielnie na Reginę.

Odcinek 10
Zapaskudzona przez muchy żarówka mizernie oświetlała niewielką, ciasną salę, której ponure wnętrze pamiętało co najmniej doktora Żywago. Skulone i bezbronne postacie leżały bezwładnie na złachmanionych łóżkach, a natarczywe tykanie niewielkiego atomowego zegara, przydawało dodatkowego wrażenia posępności, które musiało ogarnąć każdego, kto tylko odważyłby się naruszyć grobowy spokój tego miejsca. Nagle, jeden z osobników głucho jęknął i z rumorem spadł z łóżka. Hałas zwabiło dyżurną pielęgniarkę: - To znowu pan, ile razy mam powtarzać, żeby się pan nie obracał na łóżku. To nie jest pensjonat - rzekła gniewnie.
Podniosła za kołnierz, leżącego na posadzce i rzuciła go na łóżko. Po tym zabiegu mężczyzna nie mógł już zasnąć. Ile czasu już tu jestem? Dlaczego nikt mnie nie odwiedza? Dlaczego nie ma tutaj podwieczorków? I ta fatalna obsługa. Traktują mnie jak mebel. Takie właśnie myśli kołatały się w głowie obolałego Cypriana Gniazdo, który bardzo powoli dochodził do zdrowia po sylwestrowym balu w remizie strażackiej.
Smętnym i przepitym wzrokiem spojrzał Cyprian na swoich towarzyszy niedoli. Znał ich doskonale wszystkich. Po lewej stronie leżał, zwalcowany dla żartu przez kolegów z Rejonu Dróg Gminnych, długoletni pracownik działu tłuczni i destruktu. Zajmował on największą część pokoju. Naprzeciwko Gniazda leżał, a właściwie sterczał z głową wbitą w kawałek asfaltu, niedoszły samobójca, który został odtrącony przez swą ukochaną. Od tygodnia czekał na operację wyjęcia z asfaltu, ale żaden z chirurgów nie miał odpowiednich kwalifikacji i ordynator wysłał ich obu na przyspieszony kurs obsługi młota pneumatycznego. Biedaczek bardzo cierpiał. Do czasu, aż zajął się nim doktor Arnold Strup. Operacja jednak nie zakończyła się happy endem: - Niech mnie stetoskop pokąsa! To już ósma niepotrzebna amputacja w tym tygodniu. Jestem skończony i zniesławiony. Na zardzewiały lancet i strzykawkę pukawkę! Jak mogłem się tak bardzo pomylić? To wszystko przez to nocne siedzenie przy bierkach. Dlaczego nie słuchałem mamy, gdy mnie ostrzegała, że ta cholerna gra sprowadzi na mnie kiedyś nieszczęście. A może znów uda mi się to rozmydlić? Wszak kilka razy zwaliłem wszystko na przepaloną żarówkę w sali operacyjnej.
Cyprian nie do końca zdawał sobie sprawę, że trafił do kliniki prowadzonej przez Sektę Wyznawców Kiszonych Ogórków, która miała w swoim dorobku wiele podejrzanych eksperymentów medycznych. Obecnie pracowano tu nad sklonowaniem Ludwika Waryńskiego, który miałby stać się nowym przywódcą Konopowa. Operację miała sfinansować miejscowa fundacja „Nie jesteś sam - pożycz 2 złote”
- Może wiecie jak się ekshumuje zwłoki i pobiera próbkę podwójnej helisy DNA ze szpiku kostnego żeby dokonać klonowania? Może też mi wyjaśnicie, czemu transkrypcja jest w jądrze a translacja już w rybosomach? - Doktor Arnold Strup, który właśnie wszedł do sali zwrócił się z tymi pytaniami do Cypriana i jego współtowarzyszy. A, po chwili, jakby na swoje usprawiedliwienie dodał. - Klonowanie znanych osobistości jest dla mnie tak samo ekscytujące, jak zbieranie punktów Vitay na stacjach, którym jakość nadał Orzeł.
****
Informacje, zwłaszcza te złe, zawsze rozchodzą się szybko. Tak też było i tym razem. Niespełna dwie minuty po wizycie Strupa na oddziale chirurgii, na biuro kapitana Jana Miętówki trafił kubek jogurtu. A w nim, przemyślnie spreparowany donos o planowanym klonowaniu truchła Ludwika Waryńskiego: - To nic innego jak zamach na naszą młodą demokrację i jej niekwestionowanego przywódcę Bonia Chełpickiego! - krzyknął wyraźnie wzburzony kapitan. Wiarygodność donosu nie wzbudzała żadnych wątpliwości, gdyż tajny informator dołączył do niego datę zamachu w Sarajewie, imiona solenizantów z 1 maja i przepis na roladę z indyka.
Sytuacja była zatem napięta i wymagała odpowiedzialnych działań. Jedynym rozsądnym wyjściem, w tej niezwykłej sytuacji, wydawało się Miętówce wprowadzenie stanu wyjątkowego na terenie Konopowa. Wymagało to powszechnej mobilizacji i pospolitego wprost ruszenia. Wiadomo było, że w tych okolicznościach do akcji wkroczą weterani wojen gwiezdnych, którym od lat przewodził, nie kto inny, jak Cyprian Gniazdo.

Don Leone

Jak bd mia ochot i czas to wkrtce wrzuc kolejne odcinki


Reklamy









Copyright © 2006 - 2023 Milenium Media


WKRÓTCE NOWE OBLICZE PORTALU SOCHACZEWIANIN.PL WKRÓTCE NOWE OBLICZE PORTALU SOCHACZEWIANIN.PL WKRÓTCE NOWE OBLICZE PORTALU SOCHACZEWIANIN.PL WKRÓTCE NOWE OBLICZE PORTALU SOCHACZEWIANIN.PL WKRÓTCE NOWE OBLICZE PORTALU SOCHACZEWIANIN.PL WKRÓTCE NOWE OBLICZE PORTALU SOCHACZEWIANIN.PL WKRÓTCE NOWE OBLICZE PORTALU SOCHACZEWIANIN.PL WKRÓTCE NOWE OBLICZE PORTALU SOCHACZEWIANIN.PL WKRÓTCE NOWE OBLICZE PORTALU SOCHACZEWIANIN.PL WKRÓTCE NOWE OBLICZE PORTALU SOCHACZEWIANIN.PL