W minioną sobotę podpisano tzw. Deklarację Rzymską, co ponoć ma być początkiem odnowienia Unii Europejskiej, i odżegnaniem się jej przywódców od Europy dwóch prędkości. Co jednak nie było od początku tak oczywiste. Ponieważ Europa wielu prędkości miała odegrać rolę Deklaracji Rzymskiej. Jednak Polska zagroziła, że nie podpisze dokumentu, który dzieliłby kraje unijne na lepsze i gorsze.
Jak przyznaje niemiecki Der Spiegiel, tylko dzięki uporowi premier Beaty Szydło z dokumentu wykreślono zapis o Europie dwóch prędkości.
Ale o tym nie sposób się dowiedzieć z polskojęzycznych mediów. Tam tematem numer jeden jest kolor garsonki, jaką miała na sobie pani premier: „We Włoszech żółty kolor ubioru zarezerwowany jest dla prostytutek”- donoszą medialni bywalcy burdeli. Zapewne nieświadomi tego, że żółte garsonki i żakiety nosiły między innymi Elżbieta II, Michelle Obama czy Angela Merkel - ulubienica „polskich” mediów sterowanych ręcznie zza Odry. Ale nikt, nigdy nie ośmieliłby się porównać ich do prostytutek, co innego polską premier. Ją można bezkarnie obrażać. Mam wrażenie, że znaczna część polskich „dziennikarzy” nigdy nie zeszła na ziemię z drzew. I właśnie te drzewa trzeba ściąć, póki jeszcze można to zrobić.
Oczywiście nikt z tego - oszalałego z nienawiści do Polski - towarzystwa półidiotów nie zwrócił uwagi, jak podczas szczytu w Rzymie zachowywał się przewodniczący Komisji Europejskiej.
Tymczasem nie dało się ukryć, że Jean Claude Junckere po prostu był pijany, niczym pruski gefreiter w dniu wypłaty żołdu. Podczas wizyty w Watykanie ten unijny „dyplomata” próbował rzucić się na szyję papieżowi, na szczęście Franciszek skutecznie go od tego powstrzymał. Dobrze, że gorzała szybko zmogła Junckera. Zanosiło się bowiem na to, że za chwilę złapie za udo siedzącą obok niego kobietę. A tak, „tylko” przysnął podczas wystąpienia papieża, osuwając się z krzesła. Dziwię się jednak, że Straż Papieska nie pognała tego pijaczyny. Gdyby tak nawalony Juncker przyszedł z wizytą do immama, to w najlepszym przypadku wtrącono by go do więzienia.
W kontekście nałogu przewodniczącego Komisji Europejskiej dziwi mnie nieco jego słabość do muzułmanów. Wszak islam zakazuje spożycia alkoholu. Może w tym szuka dla siebie ratunku, bo esparal i inne wszywki alkoholowe już nie działają?
Faktem jest, że o alkoholizmie szefa KE mówi się w kuluarach unijnych instytucji od dawna. I jak widać, nikomu to nie przeszkadza. Cała wierchuszka UE zachowuje się jak rodzina alkoholika, która udaje, że nic się nie dzieje. A tymczasem pospolity pijaczek stoi na czele Europy.
Tak, jak obecnie w Brukseli, to nawet na Kremlu nie pito w najbardziej hulaszczych latach Chruszowa czy Jelcyna. A nasz były prezydent, ze swoją „filipińską chorobą”, to przy Junckerze abstynent.
W potocznym języku funkcjonuje określenie „nawalony jak messerschmitt", co jak się zdaje, jest w jakimś związku z okrytymi ponurą sławą niemieckimi myśliwcami tej marki z okresu II WŚ. Myśliwce te bardzo często osłaniały bombowce marki junkers w czasie nalotów. W licznych wspomnieniach z wojny przewijają się te dwie złowrogie nazwy - junkersy i messerschmitty, przy czym junkersy często zamiennie nazywano „stukasami".
Z racji tego, że ciężkie od bomb junkersy z charakterystycznym, bardzo niskim dźwiękiem silników, miały bardzo słabą manewrowość i poruszały się z „wdziękiem" człowieka nawalonego, to im powinien przypaść w udziale ów zadomowiony w powszedniej polszczyźnie związek „nawalony jak...". Na skutek zwykłej ludzkiej pomyłki, do określenia dostał się zwrotny i nie mający bomb na pokładzie messerschmitt.
Dzisiaj już - po wybrykach przewodniczącego Komisji Europejskiej - wiemy, że określenie „nawalony jak junkers" byłoby obecnie bardziej uzasadnione.
Leo