Pod wpływem biedy, niektórzy gotowi są posunąć się do kompletnie niezrozumiałych działań. Bywa, że głód niekiedy odbiera rozum. A niedostatek sprowadza na złą drogę.
Tak chyba musiało być w przypadku wdowy po Czesławie Kiszczaku, która zmuszona jest utrzymywać się z głodowej renty w wysokości 7,6 tysiąca złotych. „Jak tu żyć?” – pyta rozżalona Maria Kiszczak i wylicza: „Mam problemy finansowe, potrzebuję pieniędzy na sprawy związane z pogrzebem, postawienie nagrobka mężowi. Moje dzieci mają kredyt, a ja muszę zatrudnić Ukrainkę”.
Nielekkie ma życie, prawda? Po prostu gehenna! Niejeden by się załamał i - w takiej sytuacji bez wyjścia - coś by sobie zrobił.
Ta dzielna kobieta nie poddała się jednak okrutnemu losowi. Postanowiła stawić mu czoła i dorobić do skromnego domowego budżetu wyprzedażą zbiorów męża.
Niejedna wdowa pozbywa się rzeczy zmarłego męża. Takie jest życie, sentymenty na bok! Niektóre, jak żona Andrzeja Łapickiego, wyrzucają pamiątki na śmietnik. Inne, jak wdowa po Marku Perepeczce, sprzedają je na Allegro.
Maria Kiszczak poszła tą drugą drogą. Zdecydowała się na wyprzedaż domowego archiwum męża, w którym ten przetrzymywał przez 26 lat - łamiąc prawo – dokumenty należące do państwa polskiego. Jednak zamiast wrzucać papiery na Allegro, zaoferowała je - za 90 tysięcy złotych - Instytutowi Pamięci Narodowej. Nikt (poza nią) nie wie, czy wszystkie, czy tylko wybrane.
Jest tam ponoć m.in. notatka oficera SB sporządzona po spotkaniu z TW Bolkiem. Jednak szczerze wątpię, aby w tym wydarzeniu chodziło o Wałęsę. Na Bolka IPN ma tyle kwitów, że mógłby nimi obdarować trzy jego pokolenia i jeszcze sąsiadów.
Od dawna wiadomo, że Kiszczak prowadził swój własny „domowy IPN”, w którym na każdego miał coś złego. Przez 26 lat państwo polskie nie potrafiło się upomnieć o swoją własność. Tolerując ten stan rzeczy. Dopiero zaskakująca akcja wdowy nie pozostawiła wyboru. Dopiero po tym IPN zdecydował się, żeby wejść do domu Kiszczaka. Widać jednak, że ta sytuacja przerosła i przeraziła obecnych szefów IPN.
Z szafy Kiszczaka (albo pawlacza Kiszczakowej) wypadnie teraz kilka trupów, ale jest tam pewnie także kilku ledwie żywych ze strachu przedstawicieli elit III RP. To w sumie ich zmartwienie, i Kiszczakowej, która na swoją głowę ściągnęła kłopoty nie tylko prawne. Zapewne będą tacy, i to niekoniecznie prokuratorzy z IPN, którzy zechcą się dowiedzieć, czy nie schowała jakichś kwitów na czarną godzinę.
Wdowa po „człowieku honoru”, pieniędzy od IPN nie otrzymała. Bo nie mogła. W sumie powinna dostać paragraf, a nie gratyfikację.
Są jednak tacy, którzy oburzają się, że Maria Kiszczak wyszła z IPN bez pieniędzy: „A oni, prokuratorzy z IPN, patrioci, dbali o grosz publiczny, pomyśleli sobie: po co płacić, jak można pójść i wziąć. Poszli i wzięli. Bez kasy dla wdowy” – piętnuje podstępnych skąpców Andrzej Celiński. Zapominając, że to co chciała zhandlować Maria Kiszczak, to nie kolekcja znaczków zmarłego męża. Zaś IPN to nie lombard.
Mieli to kupić na fakturę czy na paragon? Czy też, jak w przypadku Bolka, na kupony totolotka?
Leo