Kilka tygodni temu napisałem artykuł o mało przejrzystym finansowaniu tygodnika Ziemia Sochaczewska. Mimo, że (8 listopada) zwróciłem się z konkretnymi pytaniami do rzecznika Urzędu Miejskiego, to do dziś nie otrzymałem na nie odpowiedzi.
Chciałem wiedzieć (co jest jawne, bowiem chodzi o pieniądze publiczne), jakie są wpływy gazety z ogłoszeń i reklam komercyjnych, gdyż redakcja ZS podała Komisji Rewizyjnej jedynie wpływy z ogłoszeń Urzędu Miejskiego oraz podległych mu jednostek. W piśmie do Komisji Rewizyjnej, osoba pełniąca obowiązki redaktora naczelnego napisała: „Program komputerowy, który posiadamy nie wyodrębnia ogłoszeń drobnych i ramkowych, dlatego nie możemy przygotować oddzielnych zestawień”. Tym samym, otwarcie przyznała, że nie potrafi liczyć, gdyż do takich zadań nie jest potrzeby żaden program komputerowy. Wystarczy kalkulator.
Podobne problemy ma rzecznik prasowy, który - zamiast podania konkretnych liczb - przesłał mi pismo złożone niemal z samych ogólników: „...zapewniam Pana, że każda złotówka jest przez redakcję ewidencjonowana i czynności księgowo-kasowe wykonywane są zgodnie z obowiązującymi przepisami. Gdyby było inaczej na błędy wskazałaby choć jedna z licznych w ostatnich latach kontroli, a nadmieniam, że samorządowy tygodnik poddawany jest im cały czas (...)”. Zero konkretów. Jest dobrze, bo jak tak mówię i już!
W podobnym tonie - na moje wątpliwości – odpowiedziała na łamach osoba pełniąca obowiązki redaktora naczelnego miejskiego biuletynu: „...zapewniam czytelników, bo Janusza Szostaka i tak nie przekonam, że finanse gazety podlegają ścisłej kontroli..”. Zapewne pani ta ma własnych czytelników za naiwniaków, którzy mają wierzyć jej na słowo. Bez podania faktów, czyli liczb związanych z wpływami tygodnika z reklam i ogłoszeń. Gdyż o to konkretnie pytałem. Co zaś tyczy się kontroli tygodnika - jeśli są one przeprowadzane w taki sposób, jak ta Komisji Rewizyjnej – to można chyba zastanowić się nad ich sensem i wiarygodnością?
Po raz kolejny zwracam uwagę, że w materiałach dla radnych nie były wyszczególnione wszystkie ogłoszenia i reklamy, lecz tylko te z Urzędu Miasta i podległych mu jednostek. Dlaczego nie było w nim ogłoszeń drobnych i ramkowych komercyjnych? Z jakich powodów ukryto wpływy z tych ogłoszeń i stwierdzono, że nie da się ich zsumować?
Tłumaczenia – przykrywane atakami na mnie i Express Sochaczewski - kojarzą mi się z pokrętnymi wyjaśnieniami byłego ministra Nowaka, na temat pochodzenia jego zegarków. Jednak w przypadku Nowaka były to zegarki jego lub jego kumpli. Tu mamy do czynienia z finansami miejskimi. Dlatego ponownie zwracam się o podanie konkretnych kwot wpływów z reklam komercyjnych i ogłoszeń drobnych w latach 2009 – 2102.
Aby pomóc w ustaleniu tej kwoty, podaję wzór na jej obliczenie.
a-b = c
a - wartość wszystkich reklam i ogłoszeń zebranych przez tygodnik ZS
b - wartość reklam od Urzędu Miejskiego i podległych mu jednostek
c - wartość reklam i ogłoszeń prywatnych i komercyjnych
Proste? Jednak dla niektórych zbyt skomplikowane.
Przypominam także, że straty z tytułu wydawania tygodnika Ziemia Sochaczewska – według danych przekazanych Komisji Rewizyjnej Rady Miejskiej - wynoszą rocznie około 300 tysięcy złotych. W przyszłorocznym budżecie – o którym piszemy wyżej – miasto przewidziało na wydawanie tej „gazety” 591 610 zł. Co ciekawe, Urząd Miejski, który jest wydawcą, oraz miejskie jednostki płacą dodatkowo za zamieszczane w ZS ogłoszenia. Co jest wyjątkowym kuriozum. To tak, jakbym ja płacił za swoje ogłoszenia w Expressie Sochaczewskim. Jednak w przypadku ZS chodzi o wspomagające dofinansowanie tego, kulejącego finansowo produktu gazetopodobnego.
Wobec tych faktów, żałośnie brzmi buńczuczne stwierdzenie: „stanowimy poważną konkurencję na sochaczewskim rynku wydawniczym”. Niby w jaki sposób? W przypadku dotowania go kwotą ponad pół miliona złotych rocznie, trudno mówić o uczciwej konkurencji.
Pewnym jest, że tygodnik bez pompowania w niego miejskich pieniędzy, nie byłby w stanie utrzymać się samodzielnie na rynku dłużej niż kilka tygodni.
Ziemia Sochaczewska - zamiast wyjaśnienia niejasności finansowych - obrzuca nas przy okazji błotem, pisząc między innymi: „O tym, że „Express Sochaczewski” wymyślił już niejedną bzdurę, obraził wiele osób i nieraz stawał przed sądem, wiedzą już chyba wszyscy w mieście”.
Być może Ziemia Sochaczewska nie wie, że stając przed sądem wygraliśmy 99 procent procesów. Jednak wkrótce sama się o tym przekona.
Janusz Szostak
PS. Dołującemu finansowo tygodnikowi miejskiemu nie pomogą na pewno osoby, które kiedyś - przez krótki czas - zajmowały się u nas pozyskiwaniem reklam, a teraz ponoć pracują lub chcą pracować dla ZS. My musieliśmy pożegnać się z niektórymi z nich, aby uniknąć wizyt komorników i innych tropiących ich wierzycieli.