Ile razy zdarzało mi się przyjmować postawę uczniów: „Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomy - on czy jego rodzice?”. Ten starotestamentowy obraz Boga, sędziego i buchaltera, wymierzającego sprawiedliwość, przeliczającego występki na srogie plagi, zderza się z innym pojmowaniem spraw Bożych, o których mówi Jezus.
„Nie wiemy, czy ślepiec prosił o przywrócenie wzroku. Uzdrowienie dokonuje się, bo taka jest wola Boga. Jezus, jak Bóg Stworzyciel, który uczynił z mułu ziemi pierwszego człowieka, teraz błotem z własnej śliny i ziemi czyni ze ślepca nowego człowieka. Nie odbywa się to bez udziału samego zainteresowanego. On najpierw nie tylko musi zaufać i pójść do sadzawki, ale zaraz, gdy odzyska wzrok, jest wystawiony na próbę.
- Czyż to nie jest ten, co siedzi i żebrze – pytają – a może tylko podobny? Ciągną go przed kapłanów, grożą, wzywają świadków, wypytują rodziców, sytuacja staje się niepewna. Jak byśmy się zachowali na jego miejscu? Odzyskał wzrok, może rozpocząć samodzielne życie, usunąć się w cień, w końcu nie wie, kim jest ten prorok? Jednak ślepiec wybiera prawdę. Zanim wybierze Jezusa za swego Pana, upór przy świadczeniu niewygodnej prawdy otwiera mu drogę do przyjęcia tej najważniejszej – zawartej w odpowiedzi: Wierzę, Panie” (Jan Pospieszalski, muzyk, aranżer i kompozytor, publicysta, autor programów radiowych i telewizyjnych, Gość Niedzielny 10/2005, s.11).
Niewidomy od urodzenia z Ewangelii był przez Żydów napiętnowany. Chorobę traktowano wtedy jako karę za grzechy swoje lub rodziców. Jezus z Nazaretu nie patrzy na opinie faryzeuszów. Uzdrawia nawet w szabat. Zostaje za to przez nich odrzucony. Czy wyznajemy swoją wiarę zawsze, w każdych okolicznościach? Czy pierwsza lepsza choroba nie powoduje zachwiania naszej wiary? Czy mając dobry wzrok, nie zachowujemy się jak ślepcy?
„Nie mówmy nigdy: - Spotkała go kara Boża. Mówiąc tak, umniejszamy Bogu – widzimy w Nim tylko sędziego, który trzyma w ręku kodeks praw ludzkich” (ks. Jan Twardowski).
ks. Jan Augustynowicz